Końcówka etapu w deszczu to nie jest to co Bradley Wiggins lubi najbardziej. Podczas dzisiejszego etapu stracił wszystko to co zarobił podczas drużynowej czasówki. To jest trochę wtopa Sky, bo przecież w czołowej grupie dojechało aż dwóch zawodników z brytyjskiego teamu, a Rigoberto Uran Uran nawet próbował walczyć o zwycięstwo etapowe, podczas gdy lider jego drużyny tracił cenne sekundy.
Nic nie stracili za to Cadel Evans, Michele Scarponi, Ryder Hesjedal i najgroźniejszy rywal Wigginsa, czyli Vinzenzo Nibali. Lider wyścigu Luca Paolini był również tam gdzie powinien być lider, czyli w pierwszej grupie.
Dalej nie mogę zrozumieć jak to się stało, że Wiggins został w tyle. Podobno musiał zwolnić, bo na trasie był jakiś wypadek i było to w strefie ochronnej 3 km przed metą. Jednak coś było nie tak, bo sędziowie nie uwzględnili tej sytuacji. Wszyscy trzej Polacy uczestniczący w wyścigu, czyli Rafał Majka, Przemysław Niemiec i Michał Gołaś dojechali w czołowej grupie, a Wiggins stracił sekundy… Przyczyny nie istotne, sekundy poleciały i głupio będzie jak przez taki „drobiazg” Wiggins nie wygra Giro.
Szkoda Di Luci. Tak ładnie uciekał, atakował na mokrym zjeździe i etap okazał się dla niego o 300 metrów za długi. Szkoda, bo widać, że był nastawiony na etapowe zwycięstwo. Ciekawe, czy będzie atakował na kolejnych etapach. Etap wygrał Enrico Battaglin z grupy Bardiani Valvole-CSF Inox.