… jest słabe i doprowadza mnie do szału. No ale co robić? Przecież nie będę siedział na kanapie i czekał, że może kiedyś przejdzie.
No więc przekuśtykałem 10,5 km. To musiało zabawnie wyglądać. Jutro pewnie będzie mnie bolała prawa noga (ta zdrowa), gdyż na niej w zasadzie oparłem cały bieg i chyba przez to ją przeciążyłem. Lewą, tę bolącą, mam wrażenie, że tylko ciągnąłem za sobą. Takie bieganie na jednej nodze to nic zabawnego, ani satysfakcjonującego. No, ale co zrobić.
Przeczytałem kiedyś u Biegacza z północy o tym, że w zasadzie nie odpuszcza treningów, nawet jak boli. Ale mam wrażenie, że to się może skończyć kontuzją. Zasadniczo trzeba umieć rozróżniać ból. Pierwszy typ bólu to zwykłe zakwasy, jakieś lekkie naciągnięcie czegoś, kłócie tu i ówdzie, itp. To oczywiście nie może nas powstrzymać od treningu. Trzeba się ubrać i iść biegać/jeździć na rowerze/pływać. Taki ból zakwasowy w przypadku biegania w moim przypadku mija po 2-3 kilometrze i potem już można frunąć. Oczywiście trzeba czasami zweryfikować tempo na nieco niższe, szczególnie na początku, ale nie ma czegoś takiego jak odpuszczenie treningu. Za to satysfakcja po treningu, że jednak mi się chciało, że podniosłem się z kanapy i mimo słabych pierwszych kilometrów przebiegłem zwyczajową dyszkę, jest ogromna.
No i jest niestety drugi typ bólu, czyli ewidentna kontuzja – naderwanie, czy wręcz zerwanie mięśnia, ból kolana, ból kostki, itp. Uprawianie sportu, a bieganie w szczególności, z taką kontuzją – granie twardziela – może doprowadzić do rozbratu ze sportem na długie miesiące. Z takim czymś lepiej się nie wygłupiać i posiedzieć w domu, a jak nie przejdzie, to pomyśleć o fizjoterapeucie, czy nawet lekarzu. Nikt z nas nie jest Justyną Kowalczyk, która ze złamaną stopą wygrała złoty medal olimpijski. Ona się do tego startu przygotowywała całe życie i po prostu nie mogła zrezygnować. Ale to jest jej zawód. Dla mnie sport to jedynie metoda na dbanie o własną formę. A ta ma rosnąć i mam być coraz sprawniejszy, szybszy, lepszy, a nie zostać kaleką w średnim wieku.
Oczywiście pozostaje problem jak rozpoznać, czy tylko coś nas pobolewa i nie ma się czym przejmować – jakoś się rozbiega – czy kontuzja jest poważna. Ta umiejętność przychodzi z czasem, choć akurat to co teraz mi dolega, to nie wiem jak zaklasyfikować. Boli mnie ta noga od maratonu. Chyba wówczas, na skutek nadzwyczajnego jak na mnie wysiłku, mocno przeciążyłem lewe udo. Ale to powinno przejść po jakimś czasie. Tymczasem za każdym razem, jak dam więcej ognia, potrenuję dzień po dniu, przebiegnę w weekend ponad 20 km, itp. to ta kontuzja się odzywa na nowo. I właśnie tak mam. Z kolei potrafią być długie tygodnie, że nic nie czuję i mogę normalnie biegać. Sam nie wiem. A przecież zbliża się lato i treningi zaczną być mocniejsze, a nie lżejsze, na których można wręcz wypoczywać. Co by nie było, coś z tym muszę zrobić, bo takie bieganie na jednej nodze jak dzisiaj jest słabe i żadnej przyjemności ze sobą nie niesie.