Po wypadku, który miałem podczas Herbalife Triathlon Gdynia wciąż nie mogę biegać. Ciężko mi się chodzi, a o biegu to już w ogóle nie ma mowy. Co prawda z dnia na dzień jest coraz lepiej, ale poprawa następuje bardzo, ale to bardzo powoli. Mam czarne myśli, gdy wybiegam w przyszłość do wrześniowego maratonu w Berlinie. Zaraz zacznie mi brakować dni na przygotowania. W zasadzie to już jest za późno. Po HTG powinienem mieć 2-4 dni przerwy i powinienem być w ciągu treningowym. No cóż, nie jestem.
Przy kasach na basenie
Gdy wychodziłem dzisiaj z basenu (2,5 km, 49 min), zagadnął mnie jeden Pan, który musiał widzieć jak pływam:
- Po Poznaniu, czy przed Gdynią?
- Przed Gdynią.
- No to do zobaczenia w Gdyni.
- Do zobaczenia i powodzenia!
Fajnie, prawda?
Nie umiesz robić nawrotu fikołkiem? Poćwicz z makaronem
Nie umiem do dzisiaj robić nawrotu tzw. fikołkiem/koziołkiem (czy jakkolwiek on się nazywa). A szkoda, bo to bardzo przyspiesza pływanie. Często widzę na basenie, że płynę z innym pływakiem, który jest akurat na sąsiednim torze, podobną prędkością, po czym na nawrocie tracę do niego 3-4 metry, co powoduje, że po 7-8 basenach jestem do tyłu cały jeden basen. Słabe to jest. Dlatego ostatnio zacząłem trenować nawroty.
Mam niestety taką przypadłość, że nie jestem w stanie zrobić w wodzie fikołka do przodu. Cały czas coś, jakiś dziwny przyruch, stare przyzwyczajenie, powoduje to, że nie robię przewrotu symetrycznie, tylko przekręca mnie na bok. Powoduje to, że po zrobieniu takiego żałosnego przewrotu nie mam ściany pod nogami, tylko gdzieś z boku, co zasadniczo wypacza sens wszystkiego. Zamiast zyskiwać czas, ja go tracę na szukanie właściwej pozycji.
Zaczynałem więc zawsze od próby nauki symetrycznego przewrotu. No i tak próbowałem mam wrażenie dziesiątki, setki, a może i tysiące razy bez żadnego skutku – pełno wody w nosie, frustracja, a skręt ciała jakoś tak sam się wykonywał. Aż do dzisiaj…
Continue reading Nie umiesz robić nawrotu fikołkiem? Poćwicz z makaronem
Raport z San Francisco
Rok temu, gdy byłem po raz pierwszy w San Francisco, zmusiłem się do porannego biegania. Nie było to specjalnie trudne, gdyż zegar biologiczny i tak budził mnie o 5 rano. To wówczas po raz pierwszy zasmakowałem biegania po wzgórzach San Francisco. O na przykład takich:
Trzeba jednak przyznać, że był ze mnie wówczas bardzo marny biegacz. Nie biegałem regularnie. Można wręcz powiedzieć, że w ogóle nie biegałem, a pierwszy poranny bieg, pierwszego dnia był jednym z dłuższych jakie wykonałem w życiu. I drugiego dnia, kiedy to też zebrałem się na bieganie, to był chyba wówczas najdłuższy bieg w życiu. Efekt tej brawury był taki, że odbiłem sobie prawą stopę (mam taką przypadłość jak przegnę) i do końca wyjazdu trochę kuśtykałem, a z dalszym bieganiem musiałem się pożegnać.
Czego nie wolno robić na basenie
Popełniłem dzisiaj ogromny błąd. Poszedłem na basen o 16:30. I do tego na rekreacyjny, a nie sportowy (Aquapark we Wrocławiu). Nie wiem dlaczego, ale byłem naiwny, liczyłem, że nikogo nie będzie. Tymczasem zamiast oczekiwanej pustki na torze zastałem tam cztery osoby. Jeszcze miałem chwilę nadzieję, bo sprawnie pływające cztery osoby tłoku nie robią. Jednakże miałem do czynienia z klasycznymi turystami, którzy przyszli się pomoczyć, a nie pływać. Ale to wciąż nie zwiastowało tragedii, bo myślący turysta wciąż nie powoduje tego, że odechciewa się pływać. Ci jednak tacy nie byli.
Dobra, do rzeczy. Jak jesteś na basenie do pływania, czyli na takim z torami, a nie z jacuzzi i sztuczną falą, to pamiętaj o następujących rzeczach:
GT RAT trenuje pełną parą
Listopad to już drugi miesiąc treningów w GT RAT. Na początku nie wierzyłam, że uda się mi zgrać wszystkie obowiązki tak, by znaleźć na to wszystko czas. Jak widać, dla chcącego nic trudnego, oczywiście z pomocą męża, który dzielnie walczy, zdąża, rzuca wszystko i gna do domu do dziecka.
Trener Sidor cierpliwie patrzy na to, co robimy. Przyznam, że nie zawsze wychodzi, zwłaszcza jeśli mówimy o pływaniu. Nie zawsze i nie każdemu i mam na myśli siebie, to tak na wszelki wypadek gdyby któryś z RAT-owców to czytał. Tak jak myślałam, najmniejszy problem mam z rowerem. Kocham go, więc w miarę wychodzi. Bieganie to sprawa do wybiegania kilometrów. Pocieszające jest to że kolano nie boli.
Trudne początki mojego biegania
Biegać każdy może…
Niepotrzebny jest do tego wypasiony sprzęt. Wystarczy założyć buty i wypchnąć się za drzwi.
Niby takie nic…
Tu w mojej opowieści pojawia się słowo DUPA
Pierwsze próby podjęcia się tej dyscypliny opłacone były MEGA bólem! Tak! Jak diabli bolało mnie wszystko, nie mogłam chodzić!
WTF? Pomyślałam.
Tak przez dwa tygodnie. Niektóre treningi musiałam przejść tak mocno bolało mnie to COŚ w nodze. Ale jakimś cudem minęło!
Przyznam, że dużo dały nowe buty. Puma fass 500. Okazały się strzałem w dziesiątkę! Długo nie mogłam znaleźć odpowiedniego modelu. Nie chciałam wydać dużo kasy no i też względy estetyczne robiły mi pod górkę. Noszę rozmiar 42 i to z męskiej rozmiarówki. Pływać mogę jak z płetwami ale ciężko jest znaleźć zgrabny bucik na takie kopytko a że jestem kobietą to troszkę boli bo kolorek musi być-prawda drogie panie?
No i dalej.
Ja oczywiście mało pokorna musiałam zaraz zacząć się ścigać ze wszystkim co się rusza. Mąż miał przechlapane. Z każdym wyjściem chciałam pobić samą siebie.
Bo przecież tak trzeba!
Tempo rośnie, jest nadzieja
Ponarzekałem wystarczająco w poprzednim wpisie. Dzisiaj w końcu było przyzwoicie. Tempo niezłe, kompletny brak bólu tyłka, oddech prawidłowy i jako taki docisk pod nogą! Przy okazji, w ogóle nie odczuwałem wtorkowego biegania. Z tym mam akurat problem w drugą stronę, tzn. jak biegam, to pierwsze 3 kilometry bolą mnie wszystkie mięśnie kolarskie. Ale jak wsiadam na rower, to bardzo mało odczuwam to, że dwa dni temu przebiegłem się trochę.
Weekendowe gonienie straconego czasu
Czasu oszukać się nie da. Już teraz wiem, że do pierwszego wyścigu w sezonie, czyli do Żądła Szerszenia, nie będę przygotowany jak należy. Kto w ogóle wymyślił płaski wyścig zaraz na początku sezonu, gdzie tempo zapewne będzie szaleńcze? W zeszłym sezonie pierwszy raz wyjechałem rowerem na szosę 17 marca. W tym roku 10 kwietnia. No to cudów nie ma i być nie może. Mimo tego, że zagęszczam treningi ile się tylko da, staram się robić odrobinę dłuższe dystanse niż rok temu, to i tak na Żądle będę miał dramat i wiem to już dzisiaj. Niestety w kolarstwie nie ma drogi na skróty a mi ewidentnie brakuje przejechanych na spokojnie kilometrów, brakuje bazy.
27 stopni na dworze! Nie wolno przegapić takiej pogody
Wracając dzisiaj samochodem po południu do domu na wyświetlaczu w samochodzie zobaczyłem coś takiego:
Biorąc pod uwagę to, że jeszcze przed chwilą była zima, taka temperatura wydała mi się wręcz nieprawdopodobna. Prawdę powiedziawszy nie dowierzając trochę, że jest tak ciepło napompowałem koła i w drogę.
Continue reading 27 stopni na dworze! Nie wolno przegapić takiej pogody