Rok temu stanąłem na starcie Półmaratonu Ślężańskiego po raz pierwszy. Był to wówczas mój debiut na dystansie półmaratonu. Tzn. stałem kiedyś na starcie I edycji Nocnego Półmaratonu Wrocławskiego, ale ten nie doszedł wówczas do skutku. Zatem zeszłoroczny Ślężański był moim pierwszym mierzonym półmaratonem do przyszłych porównań. Pamiętam dokładnie, miałem wówczas w planach pobiec 1:45:00 (średnia niecałe 5:00 min/km). Tymczasem skończyło się na rewelacyjnym jak na mnie 1:43:20 (średnie tempo 4:52).
W tym roku miałem w planach zdecydowanie pobić ten rezultat. Miesiąc wcześniej pobiegłem wszakże półmaraton w Barcelonie z kosmicznym rekordem życiowym 1:36:58 (średnia 4:33 min/km). Ten wynik pozwolił mi uwierzyć, że jestem w stanie biegać półmaraton mocno. To nie jest taki bieg długodystansowy jak maraton, gdzie trzeba ustawić tempomat na stosunkowo umiarkowane tempo i modlić się, że się to wytrzyma. Półmaraton trzeba biec mocno od samego początku, bo już wiem, że jestem w stanie tak biec do końca. Jak się wyśpię, najem, nie przypałęta mi się żadna kontuzja, to nie ma co się ślimaczyć, tylko trzeba dać ognia od samego początku.